cinema.pl Wywiady

niedziela, 09 sierpień 2020 15:22

Bonusem dla aktora jest to, gdy coś niespodziewanego się wydarzy - Piotr Miazga dla cinema.pl

Napisane przez 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Opublikuj na FacebookOpublikuj na Google BookmarksOpublikuj na Twitter

"O co biega", to spektakl, który mieliśmy okazję zobaczyć w Toruniu kilka tygodni temu. Wśród aktorów, którzy pojawiają się na scenie jest Piotr Miazga. A aktorem mieliśmy okazje spotkać się i porozmawiać tuż przed spektaklem.

 

Bonusem dla aktora jest to, gdy coś niespodziewanego się wydarzy - Piotr Miazga dla cinema.plPiotrze spotykamy się w Toruniu. Ty prosto z planu z Wrocławia, a dzisiaj spektakl pt.: „O co biega”.

Tak. Przyjechaliśmy z Teatrem Capitol ze spektaklem „O co biega?”. Pojawimy się na Auli UMK.

To „O co biega?”

Nie chcę spojlerować. Przez ¾ spektaklu widz będzie zadawał sobie to pytanie O co bieg?, czyli o co chodzi? Wszyscy zamieniają się rolami.

To jest komedia. Często słyszę, że nie znaczy to zabawy dla was aktorów.

Jest to farsa i faktycznie ona rządzi się swoimi prawami. Wszystko jest bardzo dokładnie ustawione, bardzo ważne są rytmy. Ważne jest to, aby ten tekst był autentyczny, a nie taki jak w prozie. Faktycznie bardzo dobrze się bawimy, grając ten spektakl, wystawiany już od kilku miesięcy. Z drugiej strony cały czas się rozwijamy, cały czas nowe pomysły przychodzą nam do głowy. Mam też niesamowitą radość, grając ze sobą.

Praca w teatrze to jak praca „na żywym organizmie”. Niby gracie te same role, to za każdym razem są one inne.

To wszystko zależy od publiczności, która za każdym razem jest inna. Za każdym razem zaskakuje nas to, że w tych samych momentach, każda inna publiczność reaguje w inny sposób. To jest bardzo ciekawe. Publiczność jest tym składnikiem, który nas niesie. Jeżeli jest ta reakcja, jest ta wymiana energii, to my tę energię chcemy ze sceny oddać. 

Wspominasz o relacji aktor-widz, ale w spektaklu „O co biega?” jest Was sporo na scenie, więc tutaj też tzw. chemia musi zaistnieć.

Faktycznie, jest nas na scenie 9 osób. Jest to największy spektakl Teatru Capitol. 

Tutaj jest bardzo dobrze dobrany zespół. Bardzo fajnie spędzamy czas w garderobie, co moim zdaniem, przekłada się na grę. Ogromnym plusem jest to, że się lubimy i lubimy ze sobą przebywać poza teatrem. Oczywiście czasami jest tak, że w pracy nie wszyscy się lubią, ale w tym przypadku tak nie jest. 

A jak to jest z wyjazdami, czym o e są dla Ciebie?

To  jest zupełnie inna publiczność. To są bardzo różne miejsca, różne sceny, przestrzenie, dlatego też za każdym razem ten sam spektakl jest innym spektaklem.

Rozmawiamy o spektaklu „O co biega?”, ale można cię tez spotkać w IMCE, czy w spektaklu „Dobry wieczór kawalerski”. Teatralnie się dzieje…

Dokładnie. W teatrze IMKA gram spektakl pt.: „Tajna misja”, a Piotrem Nowakiem zrobiliśmy spektakl „Dobry wieczór kawalerski” i też dużo jeździmy. Jeżeli chodzi o spektakl „O co biega?”, to ciekawostką może być to, że gram tutaj zamiennie dwie role. Wcielam się w postać sierżanta Tawersa, ale można mnie też czasami zobaczyć w roli Niemca. Jest to bardzo ciekawa przygoda, ponieważ mam czasami wrażenie, że gram sam ze sobą. W rzeczywistości wiadomo, że gram z kolegą, którego dialog jest moim dialogiem w innych spektaklach. 

Można dostać rozdwojenia jaźni…

Tak, szczególnie przed wejściem na scenę. Moment kiedy słucham kolegi, który mówi znany mi tekst, a ja muszę wejść ze swoim. Jest zabawnie. 

Zabawnie, ale też chyba niebezpiecznie…

Można się czasami ugotować, można zapomnieć tekstu. Bonusem dla aktora jest to, gdy coś niespodziewanego się wydarzy. Z drugiej strony razem z kolegami jesteśmy już trochę w tym zawodzie, więc radzimy sobie w różnych sytuacjach.

Często jest też tak, ze są tzw. dubluru.

Jest to potrzebne, ponieważ aktorzy mają różnego rodzaju zajętości czy w teatrze, ale są też plany serialowe, filmowe i nie każdy ma wolne terminy.

A w spektaklu „Dobry wieczór kawalerski” na scenie spotykają się sami Panowie. Podejrzewam, że jest sporo testosteronu w jednym miejscu.

Na pewno jest ogromna radość, ponieważ z kolegami z tego spektaklu znamy się i lubimy. Mamy dużą frajdę grania tego przedstawienia. W tym zawodzie ważne jest to, aby dobrze dobrać obsadę danego projektu. Ważne jest to aby ludzie ze sobą dobrze się czuli, ponieważ to przekłada się na próby, które są pewnym etapem do stworzenia przedstawienia. Jeżeli nie ma tzw. chemii, to ciężko jest to przejść, a cała praca ma nam jednak sprawiać przyjemność. Osobiście do tej pory trafiałem na bardzo dobre obady.

Wspomniałeś o obsadzie. Często jest tak, że spotykasz się z niektórymi twórcami przy okazji różnych projektów…

(śmiech) To jest bardzo ciekawe. Świat aktorów jest bardzo hermetyczny, mały. Wszyscy o wszystkich wiele wiedzą. Na szlaku aktorskim spotykamy się w różnych projektach filmowo- teatralno-telewizyjnych i faktycznie takie sytuacje pomagają. Jeżeli wcześniej miało się okazję pracować, to przy kolejnych projektach nie trzeba „się poznawać”, przełamywać pewnych barier. Praca faktycznie jest przyjemniejsza, sprawia radość, a sama praca idzie sprawnie.  

Często pada słowo „obsada”. Jest to jeden z tych czynników, którym kierujesz się przy zawodowych decyzjach?

Pracuję teraz bardzo intensywnie i jestem z tych projektów bardzo zadowolony. Na ten moment nie zdarzyło mi się, abym coś odrzucił. Wiadomo żyje z tego zawodu, więc czasami ego muszę „schować w kieszeń”. Ten zawód bardzo uczy pokory. Z drugiej strony nie tych propozycji nie ma aż tak dużo. 

W zawodzie już trochę czasu jesteś, ale do szkoły zdawałeś 4 razy. Jak oceniasz ten zawód z perspektywy tych lat? Twoja wizja się sprawdza?

Mam wrażenie, że w tym świecie występuje pewne wariactwo. Do tego zawodu dodałbym jeszcze jeden zawód tzn. bycia celebrytą. Ludzie, którzy nie pokończyli szkół aktorskich, teatralnych grają w serialach, teatrach, a z drugiej strony jest wielu aktorów po szkołach i tej pracy nie mają. Przyznam szczerze, że boli mnie fakt, że wielu kolegów nie ma pracy, ponieważ nie są rozpoznawalni, nie są celebrytami. Poza tym mam wrażenie, ze ten cały świat strasznie pędzi, co wiąże się z pogonią za pieniędzmi. Gdy zdawałem do szkoły to był jeden serial „W labiryncie” i startował „Klan”, więc moi koledzy nie myśleli o graniu w serialach, tym bardziej w reklamach. Myślało się o tym aby głównie grać w teatrze. Słowo celebryta nie istniało. Cieszę się, że właśnie w tym okresie miałam okazję studiować i tworzyć teatr. To bardzo wiele mnie nauczyło, a pokora w tym zawodzie jest najważniejsza.

Wspomniałeś o serialach, które trafiają do największej liczby odbiorców. Ty tez masz serialowe epizody. Faktycznie jesteś rozpoznawalny? 

Tak, jestem rozpoznawalny. Ciekawe jest to, że często jestem rozpoznawalny, ale nie wiadomo skąd. Jest to dla mnie komplement, taka sytuacja jest komfortowa, ponieważ oznacza to, że nie jestem „spalony”. Cieszę się, że  nie jestem rozpoznawalny tylko z jedną rolą, na która, mimo wszystko, cały czas czekam. 

„Ojciec Mateusz”, teraz „Sprawiedliwi-Wydział Kryminalny”. Czym dla Ciebie jest praca na palnie serialowym?

Cały czas się uczę, więc prace na kolejnych planach odbieram jako kolejne doświadczenia. Im więcej jest projektów, tym większy bagaż doświadczeń, tym samym są to kolejne pomyły wymyślania postaci, te role są bardziej wypełnione, a tym samym ciekawsze. Praca w „Ojcu Mateuszu”, pomaga mi przy pracy w innym serialu np. w „Sprawiedliwych”. Uważam, że ta nauka będzie trwała do końca. 

Do Torunia przyjechałeś z Wrocławia …

Tak. Wspomniałaś o „Sprawiedliwi – Wydział Kryminalny”, ale jestem też w zdjęciach do serialu ”Pierwsza miłość”. Skończyłem też cudowną przygodę z Kiepskimi, gdzie od dwóch lat wcielam się w różne postaci. Przy tej pracy mogłem się wyżyć aktorsko. 

Praca przy tego rodzaju produkcjach to też zupełnie inne doświadczenie w porównaniu z teatrem.  

Zdecydowanie. Teraz serial robi się bardzo szybko, szczególnie w tych serialach, telenowelach. Nie ma czasu na przygotowania i trzeba się sprężyć, szybciej uczyć się tekstu. Jeżeli ktoś jest błyskotliwy, to poradzi sobie bardzo szybko z wejściem w postać. Dzisiaj jest bardzo dużo tekstu, zdjęć, scen podczas jednego dnia, więc nie ma czasu na rozmowy z reżyserem. Bardzo mocna trzeba zaufać swojej intuicji i wejść w rolę jak w dym. W ostateczności to tylko widz weryfikuje efekty końcowe, więc albo to się sprzeda albo nie.

Jest ciężko, ale praca ta sprawi mi ogromna radość. Daje mi ona bardzo wiele siły i energii. Faktycznie sporo podróżuje np. między warszawą a Wrocławiem, dodatkowo jeździmy ze spektaklami i jest to męczące i uciążliwe, ale bardzo przyjemne. 

Czytany 1519 razy Ostatnio zmieniany wtorek, 20 kwiecień 2021 14:05

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy Odśwież

Reklama

Pies.tv

Reklama

Reklama